1
Paweł Mysera, 26.09.2019. Warszawa.
Sen. Bałem się. Uciekłem. Wysłuchałem. Szukałem. Zburzyłem. Przeprosiłem. Zbudowałem na nowo. Sen. Powstał. Żyje.

To jedne z pierwszych słów, jakie wypowiada Jan Gostyński. Wygląda na to, że owe pierwszeństwo słów wskazuje na ich znaczenie, które określa dramat tworzenia młodego rysownika, rzeźbiarza, malarza - artysty. Można by pokusić się o stwierdzenie, że takich jak Jan jest wielu... Jedyni i wyjątkowi w swoim wrodzaju, osobni, anty systemowi, żyjący na granicy światów outsiderzy. Pochowani w skorupach swoich rozedrganych, zawsze nadwrażliwych myśli, uciekający przed ludzkim spojrzeniem i jakimkolwiek osądem. Jednocześnie uparci, z pełną konsekwencją realizujący swój, tylko im znany ,,plan’’. Poszukują i wyrywają światu kawałek podłogi na własny użytek, aby na niej krzyczeć, wić się z bólu, cieszyć radością, chować w ciszy przed lękiem, niszczyć i zamykać to wszystko w plastycznej formie dzieła. Stereotyp podpowiada, że takich jak Jan zwykle nie przyjmuje się na Akademię Sztuk Pięknych ani za pierwszym, ani za dziesiątym razem. Rzekomo trudno kształcić twórcze postawy w ukształtowanej już osobowości twórcy. A jednak. Stało się. I chyba stało się dobrze dla obu stron, gdyż ciągle niepojęta moc sztuki czasem karmi się ,,błędem’’ i rozsmakowuje się nieprzystawalnością odmiennych galaktyk.
 Osobność sztuki Jana Gostyńskiego wynika z głębokich pokładów wrażliwości, których nadmierna aktywność przejawia się w marzeniach sennych i śnionych koszmarach autora. Pierwszą, niemal bezpośrednią notacją sennych wizji jest rysunek na papierze. To wizualna, niemal cielesna reakcja na oniryczną rzeczywistość, której ulotność artysta spieszy się okiełznać i oswoić. Efektem ciężkiej, fizycznej pracy są setki zarysowanych kartek, na których ślad narzędzia wynika z gwałtownego gestu autora. Transfer sennych wizji do świata realnego nie ma na papierze końca i rozwija się w przestrzeni, przyjmując bogatą w kształty rzeźbiarską formę. Gostyński zdaje się krzyczeć rzeźbiąc martwą ,,cielesność’’ swoich snów, strachów, lęków, ucieczek. Budując burzy - dokonuje symbolicznego unicestwienia sennych mar, by na nowo je wskrzesić i oswoić. W ostatecznym rozrachunku stają się one posłuszne artyście i istnieją już tylko na jego warunkach. Niemniej jednak, w tym demiurgicznym akcie daje się wyczuć ciężar zmagań i potyczek z oporną materią snu i rzeczywistości. Forma zdaje się tu być zasadą tej, jakże osobnej obecności. Forma zdumiewa swoim kształtem, fakturą, sposobem konstruowania, samonośnością, dźwiganiem mas i utrzymaniem równowagi. Wszystko to staje się wieloelementowym układem, składającym się z fantazmatycznych, bezimiennych ,,postaci’’/nie - ludzi pozbawionych czytelnych cech gatunkowych. I choć powołane do istnienia bryły są unicestwione bezruchem rzeźbiarskiej materii, to jednak budzą niepokój sugestią organicznej potencjalności. Ich kształty w każdym momencie mogą ulec przeobrażeniu. Ich trwanie zależne jest od tego, kto je ujarzmił.
2
Jan Gostyński
We śnie często dochodzi do pomieszania światów, np. ludzkiego ze zwierzęcym. Wyobrażam sobie świat oparty na obrazach, zdarzeniach, relacjach między ludzkich. Marzę o sytuacjach, które ze złych przeradzają się w dobre i z dobrych w złe. To skrajne sytuacje pokazują formy czyste. Każda forma jest kumulacją moich myśli i ich syntezą. Wyobraźnia pozwala mi złączyć to, co fizyczne i namacalne, z psychicznymi doznaniami płynącymi ze świata fantazji. Jest narzędziem pozwalającym przekraczać granice świata zmysłowego. Marzenie senne umożliwia wyjście z powszedniego automatyzmu wykonywanych czynności, aby wprowadzić w zupełnie inny świat. Prowokuje do zmiany poglądu na otaczającą rzeczywistością oraz na własną pracę twórczą.
O FORMIE
Nie dlatego tworzę, aby dać dojść do głosu treściom, których jestem świadom, lecz po to, aby dokopać się jak najgłębiej do formy, z której wydobędę te treści ukryte, do których nie ma innej, łatwiejszej drogi. To od niej [formy] dowiaduję się o tym, co powstaje.
MATERIA – FORMA - MATERIA
Na materię oddziałuje wiele sił. Forma jest ograniczeniem otaczającej nas materii. Określa czas trwania, jest w danym momencie. Od chwili nadania jej bytu, uformowania, poddana jest rozpadowi. Próbuję podtrzymać jej istnienie. Decyduję, kiedy ją pozostawić. Odcinam się. Przestaję prowadzić z nią dialog, aż w końcu staje się samowystarczalna. Materia potrzebuje mnie w takim samym stopniu, jak ja jej. Uformowana na podstawie mojej myśli, staje się czymś ważnym. Jest
przecież zbiorem moich fantazji, moim odbiciem, wreszcie czymś magicznym, mistycznym. Opanowuję materię i nadaję jej formę. Przez emocje. Z poczucia żalu i rozczarowania. Tłumionej agresji. Szczęścia i miłości. Tego, co symbolizuje życie, energię.
(…) Z potrzeby stworzenia własnego mitu, który oparty jest na moich wczesnych doświadczeniach oraz próbach odtworzenia tego, co niegdyś zostało utracone. Tylko tak jestem w stanie osiągnąć harmonię. Smutek, żal, rozczarowanie, tęsknota, agresja, euforia, szczęście, miłość, poczucie, potrzeba poznania. Niesamowite. Wszystko to zawarte jest w formie. To wszystko wytwarza
energię, materię, strukturę przekraczającą wymiary. Wymiary kreowane przeze mnie. Moim celem jest zebranie tego wszystkiego i zamknięcie w więzieniu, w pudełku, klatce czekającej na otwarcie. Uwolnienie. Wolna materia.
O ŚNIE I MARZENIACH
Czas snu, czas przemyśleń pojawia się nieoczekiwanie. To fantazja. Kreacja wyobraźni. Ucieczka. Reakcja. Bodziec. Zapomnienie. Budzi najgorsze i najlepsze doznania. Przepełnia grozą. Przerażający i ekscytujący zarazem. Pcha mnie do jego pogłębiania. Rozeznania się w nim. Mam ochotę zapuścić się w najmroczniejsze zakątki. Dzięki niemu jestem kimś innym. Mogę robić, co chcę, bez konsekwencji. Przeczy rzeczom poznanym. Szczęśliwy, radosny, piękny. Każdy sen napędza następny. Następny nie wie, że był poprzedni.
Sen często przybiera formę chimeryczną. Rodzą się bestie i nieznane wcześniej twory. Wypełzają z mojej podświadomości. We śnie często dochodzi do zmiany proporcji przedmiotów. Stają się wydłużone, powyginane, zachwiane zostają również wszelkie prawa fizyki. Zmienia się przyciąganie form. Nawiązując do kierunku w sztuce zwanego surrealizmem, zdaję się tworzyć świat nadrealny. Tak też moje rzeźby-istoty, nabierają nadrealnych kształtów w stosunku do otaczających ich rzeczy, ale również w stosunku do osi orbity, wokół której funkcjonują.
smok • bestia • skrzydła • ogień • gad • zwierzę • postać gad • mityczne • bestialski • budzący • szacunek • respekt • magia
Opanowanie formy polega na umiejętności wszczepienia sobie obsesji na jej punkcie. Żeby się dowiedzieć, muszę dokonać analizy i zastanowić się nad tym, po co właściwie to robię, czym jest dla mnie marzenie senne. Poznać swoją intuicję, podświadomość z innej perspektywy. Wzniosłe jest, bo ja tak uważam, doniosłe. Sztuka powinna mieć doniosły akcent, rozmach, ogrom. Powinna być jak sen, lekka, ulotna, majestatyczna. Nie do zrealizowania. Magiczna. Ma wprowadzać widza w niepokój. Zaszczepiać chęć poznania. Odkrycia nieznanego. Wszystko po to, by była idealna. Ciągle o niej myślę. Przetwarzam różne scenariusze, dokopuję się jak najgłębiej. Trzeba drążyć temat. Musi być doskonała w swej żywotności. Przecież jest marzeniem. W końcu zaczynam go pożądać. 
O ŚRODKU ORBITY
Kotwica, znaleziona na plaży. Pochodząca z meksykańskiej łodzi. Jest początkiem i wiecznym powrotem. Jest czymś trwałym i kruchym jednocześnie. O jej wartości nie stanowi materialność, lecz przeżycie i myśli z nią związane. Jest przedmiotem mitycznym. Otwartą księgą, która powoduje ciągłe powroty wspomnień i wydarzeń. Jest słońcem, układem moich rzeźb. Ma w sobie siłę zdolną do przeobrażania. Jej piękno tkwi w nienaruszalności. Zamykam ją przed światem, ludźmi. Nikt nie ma dostępu do tego skarbu, tak jak nikt nie może wtargnąć do moich wspomnień i sprawić, że będę je inaczej pamiętał. To jest mój fundament. Jest filarem mojej pamięci o wydarzeniach przeszłych. Jest symbolem. Przejściem do innego świata, który rodzi się z marzenia sennego. Z wyobrażenia. ​​​​​​​
Ogniem zapalnym, dzięki, któremu następuje wyrzut. Wyrzut form, emocji, myśli. Utrzymuję ją w swoim ograniczeniu. Chwyta moją myśl. Żeby nie poleciała. Ulotniła się.
życie • śmierć • koło • koniec • portal • wejście przemijanie mistycyzm • wskazówki początek
Proces twórczy polega na zbudowaniu, stworzeniu nieokreślonej formy, a następnie na jej destrukcji, która, pod wpływem emocji i narzuconej sobie dyscypliny, prowadzi do jej rekonstrukcji. Narzucanie. Zdzieranie. Uspokajanie materii. Żeby coś stworzyć, muszę najpierw coś zniszczyć. Inaczej to nie będzie aktem twórczym, lecz przetwarzaniem. Niszczę pierwszą myśl. Cała akcja zatacza koło. W pewnym momencie trzeba powiedzieć sobie dość. To jest samodoskonalenie. Doskonalenie formy. W pierwszej fazie musi powstać szkielet, konstrukcja. Coś, co udźwignie
materię. Naprawdę najważniejsza część. Kręgosłup. Od niego zależy, jak wszystko się potoczy, w jaki sposób będzie przebiegać dynamika. To, gdzie będzie moment krytyczny formy.
Pierwszym kręgiem jest szkic na papierze. Jest spontaniczny. Dotyczy konkretnego zdarzenia, obrazu, emocji, marzenia, snu. Rysuję kolejne. Sprawdzam różne możliwości. Upewniam się. Przewiduję. Planuję. Na tej fantazji opiera się moja praca, z niej powstaje szkic na papierze będący przekształceniem obrazów. Przeważnie to przerysowany obraz formy docelowej. Ona będzie bardziej skomplikowana, przestrzenna, a zarazem syntetyczna w swojej materii. Zawsze różna od rysunku, ale ten rysunek jest ważny. Jest zarodkiem, nowym etapem życia formy. Czuję silną potrzebę urzeczywistnienia, zmiany siebie w procesie. Czasem jest tak, że przechodzę różne fazy i jednak wracam do etapu rysunku, ale zdarza się, że forma jest już gotowa. Ciekawość wygrywa. Muszę sprawdzić, co będzie, a później... co będzie. Forma czasem jest szkicowa, czasem nie. Jest naładowana moją osobą, ekspresją. Ludzką ręką. Nadchodzi moment kulminacyjny. Przejście z
papieru i czarnych pociągnięć flamastra w przestrzeń. Rozpoczyna się walka.
Pierwszym problemem jest grawitacja. Chcę, aby obiekt wpłynął agresywnie w przestrzeń. Oznacza to, że musi być dynamiczny. Docelowo powinien sprawiać wrażenie nie z tego świata. Nie może osiąść ciężko na ziemi. Ma być ulotny niczym sen. Przetwarzam szkice, stawiam kreski. Wyginam pręty. Spawam konstrukcje. Rozpoczynam rzeźbienie. Pozostawiam kartki. Skupiam się na konstrukcji, która staje się już gotowym tworem, zaczyna mieć swoje życie. Dalsza część to wybór
kombinacji jednej z wielu. Bardzo ważne jest konkretne podejmowanie decyzji. Nie można iść na kompromis. Oczywiście ciekawość powoduje, że muszę sprawdzić wszystkie możliwości, które przyjdą mi na myśl. Finalnie skupiam się na jednej. Wreszcie szkic przeobraził się w konstrukcję. Powstał szkielet.
Poszukuję masy, zwizualizowania materii, urzeczywistnienia jej. Czegoś organicznego, biologicznego. Zależy mi na tym, żeby była jak najbardziej żywa. Aby była wyciągnięta ze snu, innego wymiaru, by cechy miała nadnaturalne, nie z tego świata. Stałem się alchemikiem poszukującym nieznanej formy. Użyłem piany poliuretanowej. Stałem się naukowcem przeprowadzającym szalony eksperyment, który z góry jest skazany na porażkę, a jednak forma okazuje się sukcesem. Jest ciężka. Jest lekka. Z początku płynna substancja, w momencie zetknięcia z
powietrzem jest nie do opanowania. Rozrasta się. Pęcznieje. Pochłania. Skleja. Bulgocze. Truje. Uśmierca. Aż w końcu zastyga niczym beton. Próchnieje. Ulatnia się, znika. Jest fonetyczna, zmienia kolor, słońce działa na materię. Wypala. Umiera.
Zbudowałem coś, bo najpierw coś popsułem. Zrobiłem to celowo. Rzeźby są kapryśne. Ale muszę walczyć.
BAŁEM SIĘ
Miałem sen o prosiaku. Był ciemny tunel. Woda po kostki. Światło na końcu. Za mną ciemność. Żadnych wyjść. Dwie strony. Pojawia się. Nie zidentyfikowane. Prosiak. Nie taki słodki. Taki ze szpiczastymi uszami. Z zębami jak u rekina. Biegnie. Biegnie od strony światła. Zbliża się. Jest już blisko. Ciemność. Chlust. Serce. Spojrzenia. Uśmiech. Ciemność. 
przyjemna pustka • świat, który ma powstać • strach • ciemna • groza • zimny dźwięk • jeszczego nie ma
widok złych wzbogaca dobrego niekoniecznie
walka zła z dobrem
słońce spokój dźwięk życia
Boję się ograniczeń. Boję się, że ktoś mi powie, że to wygląda tak, jak nie to, co powinno, lub że wygląda jak coś. Boję się niezrozumienia. Braku akceptacji. Inności. Powtórzenia. Tego, że nie wyjdzie. Braku możliwości. Tego, że się popsuje. Że nie starczy mi czasu. Boję się swoich form. Boję się powiedzieć, czym one są.
Potrzebuję miejsca. Przestrzeni. Pustki. Potrzeba ? Jeśli zobaczysz kotwicę, pojawia się potrzeba. Potrzeba zobaczenia, co się narodzi. Nic nieznaczący. Samotny. Inny. Podobny. Nieprzyjazny. Trzeba ją wypełnić. Moja praca to strach przed nieznanym oraz chęć jego poznania. Ludzie boją się formy. Boją się poczuć formę. Nie ma nic złego w pokazaniu grozy. Ludzie boją się nowych rzeczy, reagują w sposób prześmiewczy. Ona musi pochłaniać, ona... ma być otwarta, ma rozpraszać przestrzeń, ciąć ją, zagarniać, otwierać się na nią, ma być drapieżna, agresywna, przerażająca zarazem.
3
Weronika Zasada - Stańska. Tekst z katalogu: Jan Gostyński. Nie–Ludzie.
Odbiorca świadomy tego, że dla artysty wszystko może być tworzywem plastycznym, ulegającym artystycznej prowokacji i manipulacji, nie jest zanadto zdziwiony, gdy w realnej przestrzeni ulicy Elektoralnej natknie się na nietuzinkowe struktury z innego wymiaru – organiczne pół - postaci nacechowane biologizmem swego niby-ciała, które zdają się nie podlegać zwykłym prawom fizycznym. Te strzeliste efemerydy o pozornie kruchych kończynach zakorzenionych w ziemi i nieruchomych, są gotowe toczyć walkę o byt oraz manifestować swoje istnienie oparte na mentalnych wyobrażeniach. Czy wyzwalają się od dusznej atmosfery egzystencji na jawie, zbyt małomiasteczkowej jak dla kogoś z onirycznego świata?... Sen jest prawdziwą feerią kształtów, których nie da się objąć ramami tematycznego cyklu. Rzeczy potrafią ulegać tam dziwnym odkształceniom: kurczą się, rozrastają, znikają, więdną. Niekiedy poszczególne formy zastygają w trakcie procesu redukcji ich tożsamości, a za chwilę ewoluują i jakby na prawach mitu zamykają swoje eksperymentalne życie w kształty wypolerowane i uchwytne, przypominające lustra lub zwichrzone i nieokiełznane. Stymulujący kreacyjną moc sen, ta arkadyjska, a niekiedy budząca grozę i profetyczna kraina jest ojczyzną pomysłów Jana Gostyńskiego. Poza tym według Artysty każdy jego obraz rodzi się z niezgody na to, że coś przeminęło oraz z odważnego, wręcz bezkompromisowego pragnienia odtajniania najbardziej przerażających zakamarków wszystkich wymiarów rzeczywistości, także tej nadrealnej. Postanowieniem jest wyciągnięcie materii z mentalnych zaświatów, poddanie jej własnej interpretacji i nadanie kolejnego sensu. Niszczenie paradoksalnie nasyca rzeźbę życiem artefaktu. Widoczna w licznych szkicach czynionych podczas procesu tworzenia, ciągła niepewność co do zasadności kształtu dialogu z formą skłania do kolejnej destrukcji i syntezy, daje świadectwo o trudach przekuwania abstrakcyjnej materii myśli i bezdźwięcznej substancji rzeźbiarskiej w formę. Odsłaniania też, iż Artysta współprzeżywa z formą jej dramaty i napięcia oraz jest zafascynowany wychodzeniem formy z niebytu, a zarazem stawaniem się przez nią portalem do przestrzeni wyobrażonych, symbolicznych.
W gotowych rzeźbach Gostyńskiego drzemią krytyczne napięcia, przeciwstawne siły i przeciążenia. Nasycona semantycznie przez Artystę forma ewokuje energię oraz odsłania wszystkie poziomy przekazu, na które Twórca dotarł podczas pracy, które zebrał i zamknął w kształt. Idąc śladami myślowymi Henry’ego Moore’a, Gostyński traktuje dzieło sztuki jako odrębny artystyczny byt, niezależny od desygnatu, który reprezentuje. Nagrodą za wysiłek włożony w pracę nad formą
jest utrwalenie przez nią tego, co już minęło, ulotnych chwil i pięknych myśli, świeżości dawnych emocji i blaknących obrazów. Zadaniem odbiorcy jest więc przejść magiczną, wręcz mistyczną granicę formy i uwolnić treść dzieła, czyli – jak powiedział Norwid – „wykuć sens”. Płaszczyzny dezintegracji kształtu rzeźby oraz jej wielopoziomowa niedookreśloność wymagają od nadawcy i odbiorcy koherentnej pracy pełnej wysiłku, wytrwałości i poznawczego niepokoju. Dla dziecka, u którego świat ciągle się zmienia, a nowe formy burzą stare, spotkanie z monumentalnymi tworami Gostyńskiego stałoby się okazją do przejścia na tryb wyobraźni i rzeczywistości zmitologizowanej. Natomiast z perspektywy dorosłego rzeźbiarskie osobliwości szybko odnajdują swoje miejsce wśród wyobrażeń o
alternatywnym dziecięcym świecie - innym, ciekawszym, a nawet bardziej prawdziwym, bo sięgającym dalej niż szkiełko i oko. Nieraz, poszukując czegoś więcej niż ludzkiej egzystencji czy konkretu, można odkryć czającą się pustkę. Co prawda Gostyński zdarł ludzką powłokę ze swoich tworów, jednak przy tym otworzył drogę do pogranicznych, osobliwych bytów nie-ludzi. Zamiast sublimacji do istoty ludzkiej, skłonił się ku animalizacji fantasmagorii i snów, zmierzając do kreowania ich jako uniwersalnych sytuacji egzystencjalnych. Z tego względu rzeźby nie-ludzi mogłyby pełnić rolę poznawczą, nakazując na poważnie rozpatrzeć sprzeczności ludzkiej natury. Gostyński tworzy, przekonany do zasadności słów z manifestu XX-wiecznych surrealistów: Żyć albo nie żyć – to rozwiązania urojone. Istnienie jest gdzie indziej. Jednakże jego twory nie są nośnikami stałych przekonań ontologicznych, lecz pomocniczymi katalizatorami
wszystkich form nadrealności wyklutych w zaułkach naszego umysłu oraz regeneracji ukrytych w podświadomości pierwotnych mitów.

Back to Top